Wielu kierowców widząc tak zwaną elkę na drodze nie okazują empatii. Nie raz dzieje się tak, że młody kursant, który jeszcze nie wyjeździł nawet doby za kierownicą słyszy trąbienie za sobą lub widzi jak inny kierowca puka się w głowę lub gestykuluje i prawdopodobnie klnie i wyzywa. Szkoda tylko, że tacy kierowcy zapominają, że jeszcze kiedyś sami siedzieli na tym miejscu i w stresie i nerwach próbowali pojąć wszystkie przepisy i prowadzenie samochodu jednocześnie. Dlatego drogi kierowco, jak jedziesz to nie trąb, okaż wsparcie. Kiedyś możesz się natknąć na kursanta, gdy będzie mieć prawko więc chyba wolisz, żeby dobrze jeździł, prawda?
Zarówno kursanci jak i osoby je uczące przeżywają na drogach horror. Dzieje się tak dlatego, że samochody dla szkół nauki jazdy działają na wielu kierowców jak płachta na byka. Widzą elkę na dachu i już włączają cwaniactwo, klakson i robią wszystko, żeby pokazać swoje niezadowolenie, że na ich drodze pojawił się ktoś, kto pragnie uzyskać prawo jazdy. Skąd w nas tyle złości i negatywnych emocji? Tego chyba nie wie nikt. Porozmawialiśmy z kursantem o takich praktykach.
„Przez pierwsze godziny, które jeździłem po mieście, nie miałem problemów, może dlatego że jeździłem w godzinach, w których ludzie raczej przebywali w pracy. Ale gdy wyjechałem elką w godzinach szczytu była tragedia. Ludzie na mnie trąbili, bo ruszyłem na światłach kilka sekund po uruchomieniu zielonego światła. A jak mi auto zgasło przez stres? Myślałem, że mnie tam zlinczują. Z tych nerwów nie byłem w stanie nic zrobić. Nie jest to przyjemna sytuacja, bo przecież muszę się nauczyć obsługi, przepisów, a tacy kierowcy mi w tym nie pomagają”. – wspomina dla nas Maciek.
Samochody dla szkół nauki jazdy widać praktycznie już sprzed kilkunastu metrów, dlatego nerwowi kierowcy zamiast za nim jechać, mogą po prostu zmienić pas i nie stresować biednych kursantów, którym taka atmosfera zupełnie nie pomaga. Gorzej się dzieje, gdy nagle samochód stanie. Ile to razy elki odmawiały posłuszeństwa, właśnie z powodu takiego, że są one maksymalnie eksploatowane, jeździ się nimi do zdarcia. Co wtedy robią szkoły nauki jazdy? Zwykle dzwonią pod wynajem elek. Takie samochody nie różnią się od tych firmowych – również mają parę pedałów, udogodnienia dla uczącego, ale nie są tak obwieszone reklamami. Widnieje tylko skromne „L” na dachu i być może taki wynajem elek pomoże kursantowi zlewać się z otoczeniem? Trzeba to kiedyś wypróbować i przetestować.
Dlatego żeby nie odbiegać znacząco od naszego głównego tematu, powtórzmy apel do doświadczonych kierowców. Samochody dla szkół nauki jazdy to nie pojazd, na który należy trąbić i wskazywać, że nie powinny poruszać się po drogach krajowych. Bo gdzie mają się uczyć kursanci poruszania, aby po zdaniu prawa jazdy wsiąść we własny pojazd i ruszyć w miasto? Taka nauka to też bezpieczeństwo dla Was – bo kiedyś ten właśnie kursant, który dzisiaj był przez Ciebie strąbiony, jutro może jechać za Tobą lub przed Tobą. Dlatego chyba wolisz, żeby pojął zasady poruszania się po drogach oraz bezpiecznego zachowania.